Juicetea

Juicetea

poniedziałek, 9 marca 2015

A bajkę włóż między bajki...


Gdy byłam jeszcze w ciąży, koleżanka poradziła mi: "Czytaj teraz, potem nie będzie czasu". Tak też zrobiłam. Zaczęłam od "Języka niemowląt" Tracy Hogg. Pamiętam, że dzidziusie dzieliły się w niej na pięć typów, od aniołków po wrażliwce, te trudniejsze w obsłudze. Wtedy pierwszy raz zaczęłam się zastanawiać jaki będzie mój Syn. Kilka dni po porodzie miałam już pewność. Po kolejnym rozkrzyczanym dniu, pomyślałam: łatwo nie będzie. I nie było. I w zasadzie nadal nie jest. Stasia kolki zaczęły się jeszcze w szpitalu, podobno to rzadkość. Już w drugiej dobie, pielęgniarka zlitowała się nad nami i jak to ładnie ujęła "odgazowała Maluszka". Potem litość się skończyła. Wjechał inkubator z lampą bo bilirubina bardzo skoczyła, pielęgniarka oznajmiła, że dzidziuś musi się "świecić" minimum 3h ciągiem bo inaczej to nic nie da. Potem jedzonko, zmiana pieluszki i dawaj dalej do inkubatora. A Staś płakał, po godzinie miał już dosyć, chciał jeść i wył a ja wyłam razem z nim. I całą noc tak wyliśmy z przerwami na jedzenie, smoczek ne działał, mleczko z butelki też nie. A ja jak głupia, nieopierzona kura dopiero na następny dzień doszłam do wniosku, że pielęgniare trzeba posłać do diabła i dziecko karmić kiedy chce a nie kiedy 3h wybiją. W domu też łatwo nie było, kolki dzień w dzień. Czego my nie próbowaliśmy. Dieta na maxa, suche rurki, esputicony, probiotyki, poduszeczki z pestkami wiśni, suszarki, rowerki, spanie na brzuszku (moim brzuszku;), maści kminkowe itp. Po 5 miesiącach czuję się niczym ekspert kolkowy.

Pamiętam jak koło 2 miesiąca wybraliśmy się na obiad rodzinny pełen ciotek i babć. A Młody jak zwykle płakał. "On jest głodny, cycka chce", "z tym dzieckiem ciągle coś...", "to nie normalne, że on tak płacze", "mój Jacuś jak był mały to wcale nie płakał". I wtedy pomyślałam sobie, że lepiej, żeby mój Dzidziowiec tak płakał niż nie płakał i wyrósł na takiego pacana jak Jacuś. I wyszłam. Całą drogę do domu plułam sobie w brodę, że dałam się wyprowadzić z równowagi i nie sypnęłam żadną ripostą... Ale tak czy owak ciągle się zastanawiałam, czy na pewno to tylko kolki. Pediatra zlecił badanie moczu, dodatkowo może jeszcze krew, posiew na grzyby, usg brzuszka. W moczu wyszło E.Coli z którym walczyliśmy niczym z wiatrakami przez dwa miesiące. Na całe szczęście pediatra nasz to mądry chłop i antybiotyki traktuje jako ostateczność. W bakterie nie wierzył, cuda robiliśmy przed pobraniem próbki. Rivanol, maści robione a bakteria jak była tak była. I wtedy zamiast magicznego woreczka, wzięłam zwykły kubeczek jałowy i 40 minut czekałam. I laboratorium zmieniłam.  Bakteria zniknęła.

I kolki też zniknęły. Jakieś dwa tygodnie temu... Po kolkach zostało nam tylko bycie marudą. Staś Nasz jest dzieckiem wyjątkowym, pod każdym względem. Samotne zabawy go nie interesują, potrzebny jest stały kontakt ale nie tylko wzrokowy. Werbalny również. Czasem ciężko zjeść obiad, jeszcze ciężej ten obiad ugotować. Jest jednak wielki plus tej Naszej "nie bajki". Na pierwszy uśmiech czekaliśmy 100 razy bardziej, każdy dzień bez bóli brzuszkowych daje radość maksymalną, nie ma nic lepszego niż jego hihranie a spokojna buźka działa na mnie lepiej niż ulubiona Milka z precelkiem. Nasze pierwsze pięć miesięcy nie było bajką ale z całą pewnością była to opowieść pełna najpiękniejszych momentów życia!


A oto Miłość moja w Swoim piątym miesiącu!
 Stróż najlepszy pod słońcem, Franek The Frenchie:



A poza tym dotarły worki od Blacksis i są boskie!